37-latek zapłacił 500 zł za żart telefoniczny
37-letni mężczyzna z powiatu zrobił sobie bardzo nieodpowiedzialny żart. Zadzwonił na numer alarmowy, żeby zgłosić dramatyczną sytuację. Na szczęście żadna taka sytuacja nie miała miejsca, o czym przekonali się ratownicy medyczni po dotarciu na miejsce. Choć dobry stan zdrowia powinien oznaczać ulgę, to przedstawiciele służby zdrowia bardzo się zdenerwowali. Na miejscu pojawiła się również policja, która ukarała mężczyznę mandatem o wysokości 500 złotych.
Co dokładnie zmyślił 37-latek? Gdy zadzwonił na 112, przekazał, że ma nóż w bity w brzuch. To oczywiste, że w takich sytuacjach jak najszybciej wysyła się karetkę. Zwykle jednak po przyjechaniu na miejsce okazuje się, że historia jest prawdziwa. Ewentualnie lekko podkoloryzowana. W tym wypadku nie było koloryzowania a całkowite bajkopisarstwo.
Bardzo drogie żarty
Czy 500 złotych to adekwatna kara dla osoby, która zrobiła sobie żarty ze służb porządkowych? Pewnie żartowniś, który tak postępuje, nie zdaje sobie sprawy, jak poważnej jest jego zachowanie. Mogłoby się wydawać, że to zbyt surowa kara. Dla wielu osób jednak powinna być ona jeszcze wyższa, aby całkowicie odstraszyć osoby myślące o takim dowcipie. Takie środki zapobiegawcze mogłyby uratować wiele osób.
Nie ma nic złego w robieniu i opowiadaniu żartów. Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy nasze żarty mogą kogoś narazić. Jeśli stwarzamy zagrożenie dla czyjegoś dobra, to naturalnym jest, że takie wygłupy należy ukarać. Kara jest wtedy oczywiście adekwatna do szkodliwości zachowania, ale przymknięcie oka nie wchodzi w ogóle w gry.
Dlaczego nie wolno robić żartów telefonicznych?
Czy ktoś cierpi na bezzasadnym wzywaniu służb? Odpowiedź brzmi: tak. Służby porządkowe mają ograniczone siły i nie ma znaczenia, czy mówimy o policji, straży pożarnej, czy pogotowiu. Jeśli paraliżujemy którąś z nich, to oznacza to, że ktoś nie otrzyma przez nas pomocy.
Wyobraźmy sobie na przykład, że dzwonimy bez powodu na pogotowie. Kłamiemy na temat naszego stanu zdrowia i sanitariusze przyjeżdżają do nas bez powodu. W tym samym czasie ci medycy mogliby przyjechać do kogoś, kto potrzebuje nagłej pomocy. Na przykład do starszego mężczyzny, doznającego właśnie zawału serca lub udaru. Kto jest wtedy winny tego, że nie dostał on odpowiedniej pomocy? My.